Włosy. Tak, kiedyś je miałam….
Ale od początku.
Nigdy nie miałam włosów tak
gęstych i fajnych jak inni ludzie. Takich normalnych, z których można zrobić
ciekawą fryzurę, zakręcić, pofalować, upiąć, na różne okazje. Nigdy się nie
układały. Ale były. Proste, cienkie, koloru „mysiego” – coś a’la brąz ale
bardzo jasny. Czasami słyszałam, że jestem blondynką.
Kiedyś sięgały aż do pasa ( I
Komunia), później zostały ścięte na krótko, za ucho. Już wtedy mama zauważyła,
że nie umie mnie uczesać, włosy są za cienkie, rzadkie i w ogóle nie chcą jej
słuchać. Później już nigdy nie zapuściłam ich na dużą długość. Nosiłam takie do
ramion. Pod koniec gimnazjum ścinałam je już na bardzo krótko, bo miałam z nimi
coraz większe problemy. Przerzedzały się, nie układały. Wtedy po raz pierwszy
użyłam nafty kosmetycznej, w połączeniu z jajkiem (Wtedy niestety w sklepach
nie było ciekawych preparatów na wypadanie i porost włosów. Był Internet, ale
nie było jeszcze google’a, i całej masy stron o pielęgnacji włosów, forów
internetowych itp. – lata 2001-2003). Wcierałam taką miksturę w skórę głowy i
po jakimś czasie spłukiwałam. Chyba włosy robiły się po tym bardziej gładkie i
puszyste, ale na pewno się nie zagęściły. Muszę zaznaczyć, że w tym okresie,
i nigdy do tej pory nie uważałam, że mam
konkretny problem wypadania włosów. Po prostu były rzadkie, i chciałam je
zagęścić.
W tamtym momencie zaczęłam mieć
problemy ze zdrowiem. A dokładniej z hormonami żeńskimi. Przechodziłam wiele
badań w celu ustalenia przyczyny. Problem ten ciągnie się dalej, do teraz. W
kolejnych postach na pewno do niego powrócę, ponieważ jest dość ważną częścią
tej historii.
W liceum miałam notoryczne
problemy z ułożeniem fajnej fryzury. Na początku włoski miałam krótkie, ok. 3 cm dłuższe od linii ucha, po
1 klasie podcięłam je bardzo mocno, prawie na chłopaka (na szczęście wtedy
takie ścięcia były dość popularne i stawiałam moje pióra z tyłu na żelu), żeby
w końcu przed klasą maturalną mieć włosy za ramiona.
I wtedy nadszedł moment, który
określam mianem „kiedy mnie pogięło”…Postanowiłam dokonać okrutnej zbrodni na
moich włosach… Zafarbować. Raz jeden w życiu. Czy to tak wiele?
Wiedziałam, że mogę mieć później
jeszcze większy problem z włosami. Mama farbując powiedziała mi, że nie bierze
za to odpowiedzialności. Ale ja chciałam w końcu mieć jakiś fajny kolor na
głowie, być bardziej wyrazista ( do tej pory może 2 razy zrobiłam sobie blond
pasemka, ale stwierdziłam, że to nie w moim stylu).
Moje resztki włosów zaczęły
wypadać mi garściami …. Pamiętam, że to były wakacje. Za każdym razem kiedy
myłam włosy i je rozczesywałam, w korytku/ w umywalce/ na grzebieniu znajdywałam
wielkie zdechłe kłębki L
I tak, od tej pory minęło już 7
lat. Dużo łez wypłakałam…A ja walczę i walczę, żeby na mojej głowie zostało
cokolwiek, i żebym nie musiała za parę lat kupić sobie peruki…..
Założyłam tego bloga, aby
opowiedzieć swoją historię, i żeby poznać historie innych osób które zmagają
się z problemem wypadania włosów/ łysienia w młodym, nieadekwatnym do problemu
wieku.
Nigdy, szukając informacji i
pomocy dotyczących wypadania włosów nie natknęłam się na tematycznego bloga.
Teraz zapewne będę dokładniej szukać. Nigdy też nie znalazłam
strony/serwisu/portalu, który w sposób prosty i kompleksowy podchodzi do problemu.
Nie wystarczy opisać różnych rodzajów wypadania włosów i poradzić, że trzeba
pójść do lekarza. Niestety tego typu strony są tworzone przez osoby, które nie
rozumieją problemu, bo same nigdy go nie doświadczyły.
Ja chciałabym poznać historie
innych osób, znaleźć wspólny mianownik tych historii i poszukać efektywnego
sposobu na walkę z wypadaniem włosów.
Oby starczyło mi sił i zapału.
Potrzebuję waszej pomocy!
Chciałabym zrobić ranking
kosmetyków i leków. Poprosić o rady lekarzy. I przede wszystkim znaleźć osoby,
które przezwyciężyły swój problem.
Uda się?
CDN…..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz